Darz Bór.
Witam kolegów , szczególnie tych z rocznika 1963-1968 , przeniesionych po ukończeniu klasy drugiej technikum z Milicza do Mojej Woli.
Witam kolegę Adama Adamskiego, który napisał do nas posta z pozdrowieniami – wielkie dzięki Adamie za zainteresowanie naszą stroną.
W nawiązaniu do tego posta, mimo, że prowadzimy też rozmowy na Skype, chciałbym na tym Forum odnieść się do dwóch kwestii w nim poruszonych.
Myślałem, że zrobi to ktoś inny, ale jakoś inwencji nie widać, więc, ja pierwszy napiszę, co myślę o przeniesieniu „spadochroniarzy” w trakcie nauki z jednej szkoły do drugiej i o roli milickiego „grona” w tej kwestii.
Z trzech fotografii zamieszczonych na stronie
http://www.milicz63.com , które załączam do tego postu, a przedstawiających uczniów trzech klas milickich wynika, że:
Z klasy Ia przeniesiono nr nr 13,18,19,20,23,26,36….
Z klasy Ib przeniesiono nr nr 6,14,37…..
Z klasy Ic przeniesiono nr nr 10,13,14,20,26,31,34…..
Niestety na fotkach nie doszukałem się 11 kolegów, także przeniesionych, ale wynikać to może z faktu, że ich na tych fotkach nie było lub nie zostali opisani.
Nie wymieniam tu nazwisk wszystkich „spadochroniarzy”, bo nie o to chodzi.
Zakładam, że najprostszym wyjaśnieniem pozbycia się uczniów byłoby uzasadnienie, że należało zwolnić miejsce dla nowego rocznika – ale ja np. zdawałem egzamin wstępny w Tułowicach, a zabukowano mnie do Milicza, więc, i w 1965 można było nowych uczniów także od razu docelowo umieścić w Mojej Woli czy innej szkole.
Tłumaczy kolega, że decyzja przyszła z Ministerstwa – chyba durnie tam nie pracowali i nie pracują, ale…..mogli wydać takie zalecenia, jeżeli faktycznie takowe były w co mocno wątpię, jedynie na wniosek „grona” z Milicza.
„Grono” wyselekcjonowało uczniów z trzech klas równoległych – jak by na to nie patrzeć to była najzwyklejsza dyskryminacja i świństwo, nazwał bym to jeszcze mocniej, ale regulamin Forum na to nie pozwala. Normalny Dyrektor, nawet przymuszony przez zwierzchników, przeniósłby po prostu jedną całą klasę i cześć. Myślę, że problem i wyrzuty sumienia mogło mieć kilku pedagogów z Milicza, ale na pewno ani on, ani ówczesny kierownik internatu.
A, że nie byliśmy żadnym odpadem świadczy choćby fakt, że maturę w Mojej Woli, gdzie poziom nauczania był znacznie wyższy niż w Miliczu, zdaliśmy wszyscy.
Sprawa nr 2 to użyte przez kolegę określenie szkoły mojowolskiej jako „przedszkole” w porównaniu ze szkołą milicką. Nie wiem na kogo się kolega powołuje w tym cytacie, ale na pewno nie powiedział tego żaden „spadochroniarz”, chyba, że taki, któremu spadochron otworzył się za póżno i wstrząsnął on sobie „co nieco”.
Regulamin w Mojej Woli – szkoła i internat - był taki sam, jak we wszystkich szkołach leśnych. Kwestia jego przestrzegania przez uczniów i stosowania w codziennym życiu i pracy też. Tyle tylko, że mojowolscy nauczyciele i wychowawcy to byli ludzie z długim stażem w tym względzie, fachowcy pedagodzy z jednej strony, a przyjaźni i wyrozumiali dla młodzieży dorośli ludzie z drugiej. Zdarzyła się i tu „czarna owca”, ale to ona została relegowana , a nie uczniowie.
Nie byłem święty, obniżona ocena ze sprawowania to był dla mnie standard, ale nigdy nikt nie rewidował na siłę moich kieszeni i szafki, nie otwierał moich listów i nie przeglądał bez zezwolenia mojego pamiętnika, nie zamachiwał się na mnie pękiem żelaznych kluczy, nie kazał robić za karę 100 pompek, nie wrzeszczał na mnie i nie wyzywał obraźliwymi słowy, nie zmuszał do katorżniczej pracy w czasie wolnym od nauki, nie stawiał dwój i nie wyrzucał z klasy, gdy nagle okazywało się, że na omawiany temat , mimo młodego wieku, wiem więcej.
Nauczyciele w Mojej Woli byli dla nas jak starsi bracia i siostry, wujkowie i ciotki, prowadzący nasze niedojrzałe umysły ku rozumieniu wartości wiedzy, więzi międzyludzkich, umiejętności radzenia sobie w życiu w trudnych sytuacjach, ku szacunkowi dla nauczanego zawodu, przyrody, zwierząt, innych ludzi, budujący w nas wiarę w siebie i podkreślający nasze indywidualne zalety. Były też poważne rozmowy, ale na zasadzie troski, doradztwa i mentorstwa, a nie tylko nagany , uwłaczania czci i kary. Traktowano nas zawsze, jak młodych ludzi, a nie jak „koty” w „Samowolce” Feliksa Falka.
Niestety, nic takiego nie mogę powiedzieć o Miliczu, choć z sympatią wspominam mojego ówczesnego wychowawcę klasowego profesora Kapuśniaka – on jeden rozmawiał ze mną normalnie i starał się zrozumieć, co myślę , co i dlaczego robię , i co mówię. Muszę tu jeszcze, jako milickiego przyjaciela młodzieży, wymienić Pana Mundraszkiewicza, który opiekował się tam końmi. Wiele czasu , nam chłopakom, poświęcił na wspólne rozważanie naszych rozterek i problemów, i wiele cennych rad nam udzielił, w tym i mnie.
Tyle w temacie Milicza.
Tę część podpisuję imieniem i nazwiskiem.
Marek Jaszczyński .
W sprawie naszych spotkań wrześniowych i wzajemnych osobistych kontaktów mojowolczyków mogę powtórzyć jedynie słowa wstępu do książki „Nauka poszła w las…Wspomnienie o Technikum Leśnym w Mojej Woli”…
……JEST TO KSIĄŻKA O SZKOLE, SZKOLE NIEZWYKŁEJ…..
Zapewne – to najlepszy z powodów dla których kultywujemy nawiązane w tej szkole więzi i staramy się, by pamięć o niej pozostała nie tylko w ministerialnych aktach.
Na spotkania te koledzy przjeżdżają często z rodzinami i znajomymi, z przyjemnością wielu z nas zobaczy się też tam z kolegą Adamem.
Pozdrawiam wszystkich, a „spadochroniarzy” zapraszam do dyskusji w poruszonym powyżej temacie – jeżeli ktoś nie posługuje się komputerem to chętnie dokonam w jego imieniu przedruku tekstu, przesłanego mi mailem na adres administratora strony
przedpiekle@gmail.comDopisek z dnia 20.08.2011: 1. Na zastrzeżenie kolegi Adamskiego, co do wklejenia pod niniejszym postem trzech fotografii uczniów milickiej szkoły, a skopiowanych ze strony
http://www.milicz63.pl wyjaśniam, że fotografie te skopiowałem bez podpisów zawierających listę nazwisk przypisanych poszczególnym numerkom, a to po to, aby nie naruszać praw autorskich "tfurców" tego wykazu.
2. Listy te każdy może sobie obejrzeć właśnie na cytowanej w moim poście milickiej stronie w pozycji Menu - Pamiątki szkolne.
3. Poza tym w treści mojego postu powołuję się na te zdjęcia i zamieszczam link do strony z której je pobrałem, więc, mimo, że posiadam identyczne w swoich osobistych zbiorach [tyle, że bez numerków] zamieściłem właśnie te skopiowane, bo trudno byłoby powołując się na nie, wklejać swoje.
4. Na stronie milickiej nie zauważyłem żadnego zastrzeżenia, co do praw autorskich zamieszczanych tam fotografii i tekstów.
5. No i, nie bez znaczenia, jest tu fakt zareklamowania strony milickiej na tym Forum, co nie byłoby możliwe, bez powołania się na znajdujące się tam treści i obrazy.
6. Reasumując powyższe wywody nie poczuwam się do naruszenia praw autorskich fotografa wykonującego owe zdjęcia oraz "tfurców" wykazów imiennych znajdujących się na nich osób, których to list nigdy nie zamieściłem pod załącznikami do mojego postu.
Marek Jaszczyński