Regulamin działu
Jeżeli chcesz być akceptowalnym użytkownkiem tego forum pamiętaj o kulturze osobistej i obyczajności oraz o tym, że ma ono służyć do wymiany poglądów i opisów wydarzeń ludziom dobrej woli, a nie serwisom reklamowym...
Twórczość artystyczna mojowolczyków
Autor |
Wiadomość |
Administrator
Administrator
Dołączył(a): piątek, 31 lipca 2009, 08:19 Posty: 52
|
Strasznie mnie kusiło napisać coś jeszcze dzisiaj o literackiej twórczości mojowolczyków. W książce "Nauka poszła w las... " jest artykuł napisany przez naszego szkolnego kolegę, a ponieważ jako administrator strony mam upoważnienia od zespołu redakcyjnego tej książki, na dokonywanie przedruków i kopii dla potrzeb tej strony, pozwalam sobie na jego zamieszczenie. Umieszczenie go tutaj , w tym Temacie uważam bowiem za właściwsze, niż we Wspomnieniach i refleksjach na stronie. Sami zresztą oceńcie......
Napisał Ireneusz Kamiński <1959 – 1964>
„Wtedy też kwitły kasztany…”
Był maj 1959 roku. Wolno wjechał pociąg na maleńką stacyjkę, zagubioną wśród lasów Wielkopolski. Mocny zapach siana i radosny śpiew ptaków szybko doprowadził nas do równowagi. Trochę wyczerpała mnie kilkugodzinna podróż z Częstochowy, szedłem teraz przez łąki do internatu Technikum Leśnego w Mojej Woli. Przyjechałem zgodnie z pisemnym zawiadomieniem na egzamin wstępny do szkoły leśnej. Wiosna tego roku była piękna. Błękit nieba kopułą osłaniał tętniący życiem cały świat. Cudowna siła istnienia otaczała nas ze wszystkich stron. Zawieszone w zenicie skowronki sypały perliste pieśni na skąpaną w słońcu ziemię. Nowy świat przyjmował nas bardzo gościnnie. W majestacie zmartwychwstania miłości kwitły drzewa. Oczarowany znalazłem się w alei kasztanowej pod internatem. Olbrzymie, ciemnozielone kopuły kasztanowców gęsto utkane białymi stożkami kwiatostanów witały mnie na nowej ziemi, na tej ziemi, która miała dać tułaczowi z Częstochowy, dziecku ulicy, schronienie na czas pięciu lat. Idąc pod koronami tych nieśmiertelnych drzew, czułem ich bicie serca w krążeniu życiodajnych soków, słyszałem ich powitalne szepty, wchodziłem w nowe życie. Ostatnie metry mojej wędrówki przebiegały przez park, a na końcu między starymi dębami oszołomił mnie, jak z obrazków myśliwskich, przepiękny stary budynek zamku, w którym mieścił się internat. Zachodzące słońce zatopiło całe piękno budowli w złotą pożogę promieni. Znalazłem się w bajce, której realizm był dla mnie szokiem. Pochłonęła mnie wyobrażnia i magia najbliższych dni, w których misterium egzaminów wstępnych miało zadecydować o moim losie, o całym moim póżniejszym życiu. Jak w fotoplastykonie przesuwały się kadry poszczególnych dni okraszone mnóstwem nowych twarzy. Poruszałem się wśród nieznanych kolegów i postaci nauczycieli obleczonych w aureole powagi i świętości. Na moich oczach rozgrywał się teatr istnieńjakaś scena życiodajnej misji spowitej w melancholię mojej nadwrażliwej wyobrażni. W ten scenariusz jak ostre gwoździe kłujące milczenie, wpadały okrzyki rozkochanych pawi. Dziękowałem Bogu za wyniki egzaminu, które ogłosił jeden z nauczycieli. Emocje jakie w tych kilku dniach towarzyszyły mi, nie pozwoliły na głębszą refleksję. Uspokoiła mnie ta informacja, odetchnąłem z ulgą, pojąłem, że naprawdę jestem uczniem tej wymarzonej szkoły, poczułem, że naprawdę jestem ogniwem tego zaczarowanego kręgu mojowolskiej przyrody. Przede mną pozostała powrotna podróż do Częstochowy i wakacje, które będę przeżywał z niecierpliwością szybkiego powrotu już jako uczeń klasy pierwszej w Technikum Leśnym w Mojej Woli. Ciasne klatki wagonów wiozły nasze serca pełne emocji na zasłużony wakacyjny odpoczynek. Wracałem do Częstochowy z panem Kubaszewskim, który był moim wspaniałym przewodnikiem i wzorem do naśladowania z racji swych ukończonych studiów leśnych. Dwa miesiące lata minęły bardzo szybko. W każdy dzień myślami przenosiłem się w zaczarowane miejsce mojego nowego świata, w sercu lasów Wielkopolski. Nadeszły lata wzlotów i upadków. Każda pora roku była dla mnie w tym środowisku jakąś przeżytą bajką, pełna ludzkich namiętności i oczarowania. Czas zlepił nasze serca – wszystkich kolegów i nauczycieli w jedną bryłę monolitu egzystencji, która żyła i czuła nadprzyrodzone zjawisko utopione w przyrodzie. Każde wakacje były tylko chwilowym oderwaniem się od rzeczywistości nowego życia. Mijały cudowne wiosny pełne kwitnących przylaszczek i zawilców, skąpane w śpiewie ptaków, nabrzmiałe wszędobylską miłością. Mijały lata gorące od słońca i duszne od żniw. Przemijały jesienie zagubione w kolorycie barw, otulone ciszą błękitu nieba i oplecione nićmi babiego lata. Bezpowrotnie przemijały zimy okryte miliardami brylantowych płatków śniegu i osnute tajemnicą śladów mieszkańców lasu. Te cudowne lata nie skąpiły mi całej gamy przeżyć radości i płaczu, bólu i rozpaczy, nad którymi często triumfowała na koniec nadzieja i zwycięstwo. Te mniejsze i większe zwycięstwa to były walki nas samych z naszymi przyzwyczajeniami i słabościami, ale zawsze uwieńczone laurem wawrzynu. Czas nieubłaganie pomykał naprzód, powoli przybliżając do nas dojrzałość, a z nią coraz częstsze odruchy serca. Zbliżała się święta pora młodego życia, a z nią uczucie pierwszej miłości. Każdy z nas przeżywał ją na swój sposób i pielęgnował jak rzecz świętą. Przyjażń pomiędzy nami i gronem pedagogicznym osiągnęła apogeum, byliśmy tak zżyci, że nie da się tych uczuć odwzorować na najlepszej rodzinie. Matura była za pasem. Egzamin maturalny to emocje na całe życie. Każdy dzień to święto zabarwione znakami zapytania. To uczucie, to tak, jak gdyby Stwórca dał nam do ręki klucz do życia, każdemu z nas, tylko trzeba umieć prawidłowo otworzyć bramę na świat. My właśnie w maju 1964 roku stanęliśmy przed tą bramą. Czas się zatrzymał dla nas. Zmagania z rzeczywistością trwały kilka dni. Były egzaminy ustne i pisemne. Odbył się cały rytuał maturalny z komisją egzaminacyjną w głównej roli. Dzień ogłoszenia wyników zupełnie zamącił nam w głowach. I właśnie wtedy każdy wynik był niby zerwanie liny u latawca, który wzbijał się w niebo ponad chmury i tym razem w prawdziwie wielką niewiadomą, w życie. I teraz znowu, któryś raz kwitły kasztany jak zawsze obsypane biało różowymi baldachimami kwiatostanów. Teraz stały dumnie na naszej drodze i żegnały nas pełne smutku i zadumy, a nas kusiła namiętna niewiadoma.
*
„Z tamtych dni…”
Pamiętam jeszcze dziś gwiaździste nieba, Tablicy czarną twarz i strony białych kart, Zapach tamtego lasu, Cudzy kawałek chleba Pytanie: Zdasz? Czyś życia tego wart?
Pamiętam jeszcze dziś rozmowy bratnie I złoty oddech zbóż i konwaliowy sen, Pierwszą młodzieńczą miłość, Gorące łzy prywatne, Drogę bez róż, ale promienny dzień.
Pamiętam jeszcze dziś legendę ciszy – Wspomnienia tamtych lat co nie powrócą już. I echo zmartwychwstaje Gdy serce je usłyszy I stygnie świat… I płacze jego Stróż.
|
poniedziałek, 17 stycznia 2011, 06:22 |
|
|
Wanda
Dołączył(a): poniedziałek, 29 listopada 2010, 07:47 Posty: 10
|
Dzień dobry Dziadku. Jeszcze nikt tak pięknie nie napisał o moim obrazie i takiego fajnego mini wierszyka o mnie i dla mnie.... Twoje obrazy bardzo mi się podobają ale ja jestem kolorystką [co mam po stryju malarzu] i mam większą słabość do szalonych ekspresji i chwilowych, inspirowanych sytuacją odczuć tego kto maluje, niż do wiernego kopiowania natury. Sam zresztą wiesz jak to jest bo robisz też fotografie. I obraz i fotografia to sekunda-chwilka-chwileczka zatrzymana w czasie. Ja jak maluję to patrzę, widzę, czuję i pstryk - trzask-plask pędzelkami i szpachelką, a obraz sam się maluje, i mówi, szepcze, pachnie albo grzmi, straszy, albo mrozi i fałszuje. Cała potem jestem pomazana i wszystko dookoła, a mój mąż mówi żem bałaganiara. Ale jak tu można inaczej ... Ja gram też na pianinie i zawsze słyszę co inni grają choć nie zawsze siebie - no cóż, kobieca próżność. Tak samo jest z malowaniem. I z wierszami też. Cała walizka wierszy spaliła mi się podczas pożaru domu ale one były po rosyjsku. Marek dużo miał u siebie to zrobił mi książeczkę. Ale ja kiedyś napisałam w Przedpieklu wierszyk po polsku, jak poznałam Marka to on przyjechał do mnie na Gaiku i ten skopał cały Taty ogródek i Tata był oczeń złoj, i bardzo go lubię - ten wierszyk...
Leśna muzyka zawsze ta sama muzyka coraz to dłużej brzmiąca. Ty odjechałeś w galopie ale dlaczegóż to powróciłeś tu sam. Gdzież to zostawiłeś swojego konika ? Przeczuwam co też to będzie! Biegnę nad jeziorko duszę ostudzić, wyspowiadać się lasom. O sny słodkie i gorące!~ Wy tumanicie moją głowę...
Myślę sobie, że jak koledzy Twoi i Marka nic na Forum nie piszą to trochę więcej miejsca i dla takiej jak ja sympatyczki zostanie - to jeszcze coś tu wydrukuję. A z moich mazideł Marek zrobił takie coś co dużo ich naraz pokazuje - jak by ktoś chciał bliżej popatrzeć to mogę wysłać mailem tzn. ja powiem co i Marek wyśle bo ja jeszcze nie umiem bardzo. Wszystkie się nie zmieściły ale są te z Polski oraz te z Kazachstanu i Rosji. Pozdrawiam Ciebie i wszystkich chłopów co się boją i nic nie piszą - może oni tam w tych swoich lasach zapomnieli jak się pisze i tylko zabijają biedne sarenki i świnki i wyrąbują choinki ... ble ble ble jak się rymuje.... "Gdzież te chłopy, gdzie..." śpiewała taka Dana co do nas Polaków w Kazachstanie też przyjeżdżała.
Załączniki:
kolaż obrazy Wandy.jpg [ 141.8 KiB | Przeglądane 36278 razy ]
|
poniedziałek, 17 stycznia 2011, 23:24 |
|
|
DZIADEK1973
Dołączył(a): piątek, 3 grudnia 2010, 18:57 Posty: 35
|
Witaj Wando,witaj Jaszczur ! Chciałbym dodać moje kolejne prace w naszej galerii .Podoba mi się Twój wiersz Wando,taki osobisty i szczery,bardzo melodyjny.Zobacz jak pięknie łączysz muzykę i malarstwo i ludzkie uczucia.Twoje malarstwo jest bardzo spontaniczne,wykorzystujesz jak sama piszesz nastrój chwili-tak sobie myślę że ja staram się też,tylko u mnie trwa to znacznie dłużej.Staram się w moich obrazach pokazać to czego nie ujmie fotografia,mój stosunek do samej natury,chciałbym aby moje obrazy świeciły własnym światłem,wypływającym z mojej osobowości.Jeżeli przekształcam ten świat to dlatego że tak go widzę,i właśnie poczucie wolności jaką odczuwam tworząc, daje mi do tego prawo.Bardzo trudno jest mówić o swojej twórczości,można łatwo zabrnąć w ślepą uliczkę,zawsze się wystrzegam oceniania swoich prac,chętnie słucham jeśli się ktoś o nich wypowie krytycznie i nie koniecznie dobrze,wystarczy że szczerze.Nie pretenduję do wielkości,na to jest już za późno,chcę tylko wypełnić sobie czas tym co lubię,i co mi daje radość.Przyznaję się jednak że łatwiej mi wziąć do reki aparat fotograficzny i ruszyć w puszczę,wałęsać się po polach, słuchać śpiewu ptaków i szumu wiatru.Kiedy jednak przeglądam później te zdjęcia to aż ręka mnie świerzbi żeby niektóre z nich namalować-kiedyś chodziło się w plener ze sztalugami ,dzisiaj zabiera się aparat fotograficzny.Zakochany jestem w przyrodzie,i wiem że na zawsze właśnie ona będzie głównym tematem moich obrazów,nie są mi jednak obce także portrety,ale wykonuję je przeważnie moim bliskim mając nadzieję że będą wyrozumiali...Zdarza mi się kopiować mistrzów mówi się że - uczeń tak długo kopiuje mistrza ,aż sam nie stanie się mistrzem.Nie mam wielkich ambicji,malarstwo traktuję bardzo amatorsko,nie mam żadnych szkół malarskich,plastycznych,a jednak uczę się ,uczę od najlepszych.Prawie co sobotę jestem w Muzeum Narodowym,oglądam kolekcje malarstwa hr.Raczyńskiego,chodzę na wystawy-to jest mój uniwersytet,moja szkoła. Zapewne sposób wypowiedzi zależy także od cech indywidualnych stąd Twoja ekspresja,jesteś zapewne znacznie młodsza niż ja,ja jak wiesz jestem już dziadkiem,dziadkiem byłem już w szkole,dlatego mam pewne przyzwyczajenia i utarte poglądy,potrafię ślęczeć godzinami nad rysunkiem i próbować osiągnąć zamierzony efekt.Następnym razem może prześlę rysunki.Szkoda Wando Twoich spalonych wierszy ale odpowiem w stylu Pawlikowskiej-z ognia powstały to i w ogień poszły...Wiem że jeszcze przed Tobą jeszcze wiele wierszy i mam nadzieję ze się z nami nimi podzielisz.Bardzo podoba mi się opowieść o tym jak Marek skopał cały ogródek Twojemu tacie,Marek jest bardzo energicznym człowiekiem,my wszyscy mojowolczycy jesteśmy energiczni(oprócz tych którzy nie chcą się wypowiadać na forum) Pozdrawiam Ciebie i Marka i oczekuję na Wasze prace. Dziadek
|
środa, 19 stycznia 2011, 21:20 |
|
|
DZIADEK1973
Dołączył(a): piątek, 3 grudnia 2010, 18:57 Posty: 35
|
Witajcie ! Dzisiaj chciałbym pokazać fotki z wystawy jaką miałem w siedzibie Wielkopolskiego Parku Narodowego z okazji jego 50 lecia.Wystawiałem tam grafikę i rysunek piórkiem.Niektore z tych prac wykonane są na papierze czerpanym z manufaktury w Dusznikach Zdroju.Ogółem wystawiłem ok.40 prac. Pozdrawiam serdecznie Dziadek
|
sobota, 22 stycznia 2011, 20:03 |
|
|
|
Kto przegląda forum |
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 7 gości |
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|